Jan Paweł II w moim życiu
Wartość ludzkiej zwyczajności.
W dniach od 31 maja do 10 czerwca 1997 roku, Jan Paweł II przebywał w naszej Ojczyźnie po raz siódmy. Była to pielgrzymka z okazji odbywającego się we Wrocławiu 46 Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego. Ale to nie Wrocław ale Gniezno, które Papież odwiedził wtedy po raz drugi, utkwiło mi wtedy mocno w pamięci i sercu. I słowa jego gnieźnieńskiego apelu, jakie skierował do nas wierzących Polaków o to, abyśmy u progu trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa, podjęli świętowojciechowe dzieło ewangelizacji; byśmy tym, którzy zapomnieli o Chrystusie i Jego nauce, pomogli odkryć Go na nowo. A stanie się tak wówczas – mówił, „ gdy dostrzegą (oni) w naszym życiu świadectwo chrześcijańskiego miłosierdzia, heroicznej miłości i świętości”.
Gdy dziś po latach przywołuję na nowo wypowiedziane wtedy przez Papieża słowa, wciąż zastanawiam się nad tym, jak mam sprostać takiemu zadaniu – ja, człowiek pełen wad i słabości, którego jedyne na co go stać, to wejście na „łagodne pagórki” chrześcijańskiej duchowości. I jak odnieść się do papieskiego uświadomienia mi, że Chrystus „wzywa każdego z nas, abyśmy przygotowali nową wiosnę Kościoła?”.
Co to wreszcie oznacza dla mnie, człowieka borykającego się z trudnościami codziennego życia, dla którego mój osobisty, rodzinny, lokalny i ojczyźniany kontekst stanowi często nie lada przeszkodę w próbie naśladowania świętoalbertowego miłosierdzia, świętomaksymilianowej miłości, księdzapopiełuszkowej chrześcijańskiej odwagi, czy świętości wielu Polek i Polaków, wyniesionych przez tego Papieża na ołtarze w trakcie trwania Jego pontyfikatu.
Jedyną nadzieją, że nie popadnę w duchowy kompleks nicnieznaczenia w wielkim dziele przygotowania „nowej wiosny Kościoła” jest chyba to, co przewijało się wówczas w katechezie słów Jana Pawła, w Jego gestach, a nawet w tym Jego widocznym zmęczeniu i fizycznej już wtedy „nieatrakcyjności”. To swoista apoteoza zwyczajności ludzkiej, nie zawsze przez nas może docenianej. To właśnie jej Papież Jan Paweł II nadawał podczas tamtej pamiętnej pielgrzymki szczególne znaczenie, uświadamiając nam religijną i zasługującą wartość ludzkiej zwyczajności, której zaakceptowanie może być świadectwem naszego chrześcijańskiego życia. I to było wtedy dla mnie bardzo krzepiące. I takim pozostało do dziś.
Wsłuchując się przez lata w słowa papieskich katechez, obserwując jego ojcowskie gesty, przeżywając na swój sposób beatyfikacje i kanonizacje tych ludzi ciszy, prostoty i kontemplacji (siostry; Jabłońska i Karłowska oraz błogosławiony Jan z Dukli) zrozumiałem, iż nie ma dla mnie innej możliwości uświęcenia poza konkretnością mojego życia. Że to wszystko, co się odchyla od tej konkretności jako żal za czymś wielkim i spektakularnym, może być odchyleniem od woli Bożej, zrealizowanej w stosunku do mnie w mojej codziennej zwyczajności.
Jan Paweł II uświadamiał nam przy różnych okazjach, i uczynił to także podczas tamtego pamiętnego pielgrzymowania po ojczyźnianym szlaku, że wszystko to czym człowiek żyje w doczesności, wprzęgnięte w funkcję miłości może mieć ogromne znaczenie dla świadectwa chrześcijańskiego życia. Że droga do niezwykłości tak zwanego „zwykłego” człowieka, prowadzi przez zupełne i całkowite przyjęcie tej jego zwyczajności.
I to jest chyba ta perspektywa włączenia się w dzieło nowej ewangelizacji mojego kraju i mojego narodu; ta umiejętność zejścia z Chrystusem na samo dno codzienności i przyjęcia jej całkowicie w nadziei, że przez nią osiągnie się nadzwyczajność. I chociaż będzie to nadzwyczajność „zwyczajna”, to przecież w swym blasku oświetli moje proste czyny i nauczę się spełniać sprawy zwyczajne w sposób nadzwyczajny, w pełni wiary, miłości i miłosierdzia.
Tym sposobem będę mógł nie tylko podjąć dzieło ewangelizacji w sensie tworzenia dobra tu w moim środowisku, w tej mojej małej ojczyźnie, ale i to dzieło kontynuować. Do tego zachęcał mnie i nas wszystkich Ojciec Święty chyba zawsze, ale szczególnie właśnie na szlaku tamtej pielgrzymki sprzed lat. A jeśli nie wszędzie, to znaczy nie we wszystkich odwiedzanych wówczas miejscach czynił to wprost, to na pewno robił to pośrednio. Należało się tylko wtedy uważnie wsłuchać.
Włodzimierz J. Chrzanowski.