W Wolsztynie o polityce w Kościele i o Kościele w polityce.
Czy Kościół powinien aktywnie wejść w politykę, wspierać konkretną partię polityczną, czy raczej dokonać aktu świadomej rezygnacji z możliwości, jaką zapewnia mu demokracja. Czy może powinien pogodzić się z różnorodnością wyborów politycznych swoich wiernych; wystrzegać identyfikacji z jedną opcją, podejmując wysiłek współpracy z różnymi środowiskami, poszerzając tym samym zakres swego duchowego oddziaływania..?
Nad tak postawionymi pytaniami pochylili się uczestnicy debaty, jaka z inicjatywy Stowarzyszenia miała miejsce w dniu 5 czerwca br. w sali sesyjnej Starostwa Powiatowego w Wolsztynie. Do moderacji tej debaty zaproszono tym razem dr Monikę Białkowską – publicystkę ,,Przewodnika Katolickiego” i współpracowniczkę ,,Więzi”, laureatkę Nagrody Dziennikarskiej ,,Ślad” im. bp. Jana Chrapka, autorkę takich książek jak m.in. ,,Sukienka ze spadochronu”, czy ,,Nawet jeśli umrę w drodze – twarzą w twarz z uchodźcami”.
Dziś często formułowany jest zarzut jakoby Kościół mieszał się do polityki, gdy tymczasem na przykład profesor Michał Gierycz – politolog z UKSW twierdzi, że Kościół jest wręcz niezbędny do uprawiania polityki. Oczywiście nie tej tzw. ,,małej polityki”, czyli partyjnej, stronniczej, przed którą przestrzega sam papież Franciszek. Polityka bowiem w rozumieniu Kościoła i jego społecznego nauczania jest definiowana, jako „roztropna troska o dobro wspólne” – czyli jako twórcza obecność w polskiej przestrzeni publicznej, jako realizacja tzw. ,,ewangelii społecznej”.
Pytanie tylko jak tę polityczność rozumieć? Dzisiaj Kościół w Polsce skupiając się na takich tematach jak aborcja, gender i in vitro, proponuje nam swoistą ,,biopolitykę”, a tymczasem religijna polityczność jest znacznie bogatsza: od gospodarki począwszy, przez ekologię, po sprawy społeczne. Przekonaliśmy się o tym choćby w trakcie czerwcowej debaty o zadaniach Kościoła w zakresie ekologii, rozważając teologiczno – biblijne jej podstawy.
Chociaż ta obecność Kościoła w tak rozumianej polityce, wydaje się być niezbywalna, to nierzadko napotyka opór nawet niektórych katolików, argumentujących, że państwo i sprawy wiary, powinny zostać ściśle rozdzielone. Statystyki podają, że 82 procent Polaków uważa, że Kościół powinien zachować neutralność wobec polityki. Kiedy jednak mówimy o zaangażowaniu Kościoła w polityczne gry, to mamy na myśli głównie przejawy tzw. ,,konkubinatu państwowo – kościelnego”, zwanego też ,,sojuszem ołtarza z tronem”.
Wymusza to pytanie o to, jaką właściwie Kościół ma alternatywę: czy skorzystać z pełni swoich praw i wejść aktywnie w polityczną debatę, wspierać konkretne partie, czy dokonać aktu świadomej rezygnacji z pełni możliwości, które zapewnia mu demokracja; czy po postu pogodzić się z różnorodnością wyborów politycznych wśród wiernych i wystrzegać się identyfikacji z jedną opcją polityczną, podejmując raczej wysiłek współpracy z różnymi środowiskami politycznymi, poszerzając tym samym zakres swego duchowego oddziaływania.
Wielu ludzi wspominając dziś polityczne zaangażowanie Kościoła w latach 90., dość alergicznie reaguje na wszelkie wypowiedzi duchownych, choćby ocierały się one tylko o przestrzeń polityki. Uważają, bowiem, że wszelkie próby ponownego angażowania się Kościoła w polityczne gry, uleganie wpływom ośrodków medialnych i politycznych, mogą jedynie przyspieszyć proces sekularyzacji społeczeństwa.
W zgoła innych – jak wiemy warunkach politycznych przyszło funkcjonować Kościołowi w okresie komunizmu, zwłaszcza w pierwszych latach prymasostwa kardynała Stefana Wyszyńskiego. Wtedy to trzeba było nie lada zręczności, by utrzymać niezależność Kościoła od ówczesnej polityki. Prymas był tą osobą, która pozwoliła przejść Kościołowi „suchą nogą przez morze czerwone komunizmu”. Było to głównie efektem jego własnej koncepcji zarządzania Kościołem i realistyczna postawa przyjęta wobec władzy. Linię swojego postępowania wobec niej Prymas ujął słowami: ,,Walczę tylko o to i bronię tylko tego, co się Kościołowi słusznie należy”! Dodawał równocześnie, że z władzą należy nawiązać pewien rodzaj dialogu mimo niezwykłej trudności tego zadania. Wyrazem tego przekonania było – jak wiemy zawarcie z władzą w kwietniu 1950 roku porozumienia, które przynajmniej na jakiś czas oddaliło największe natężenie represji wobec Kościoła. Nie dziwi zatem stwierdzenie profesora Rafała Łatki z UKSW, że Prymas Wyszyński był jednym z największych, jeśli nie największym realistą politycznym w okresie istnienia tzw. ,,Polski Ludowej”!
Wspomnienie przy prezentacji dr Moniki Białkowskiej jej książki o emigrantach, sprowokowało w pewnym momencie ożywioną dyskusję o tym, co Kościół w Polsce może i co powinien zrobić np. w sytuacji imigrantów, zwłaszcza tych zamkniętych w pułapce między granicami Polski i Białorusi? Kościół w zasadzie nie ma wpływu na obecną sytuację, jaką mamy na granicy z Białorusią, bo ani rząd ani społeczeństwo zdaje się nie słuchać tu Kościoła. Czyżby należało to odczytać, jako publiczne przyznanie się Kościoła do porażki..? Nie, przyczyną takiego stanu rzeczy jest raczej to, że rząd zdaje się nie przejmować zbytnio słowami biskupów, kierując się tu raczej polityczną kalkulacją.
Podsumowując tę debatę warto tu może przytoczyć znamienne poniekąd słowa kardynała Grzegorza Rysia, które mogą być odpowiedzią na pytanie o to, jakie powinny być relacje Kościoła wobec polityki? A oto one: ,,Relacje między Kościołem a światem polityki – mówi kardynał Ryś, powinny być tak ułożone, jak to jest zapisane w Konkordacie i w Konstytucji. Od strony Kościoła te relacje powinny być ułożone w takim duchu, że skoro – jak stwierdza Sobór ,,Kościół jest w Chrystusie niejako sakramentalnie, czyli jest znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego, to nie jest od tego, aby wprowadzać podziały w społeczeństwie, bądź je potwierdzać. I jeśli Rada Stała KEP zwróciła się 02 maja br. do polityków z prośbą o to, aby nie wciągać Kościoła w kampanię wyborczą, to Kościół, który taką prośbę wyraża, nie może sam postępować wbrew niej. Potrzeba tu odrobiny konsekwencji. Jeśli do polityków zwracamy się, aby nas nie wciągali w polityczną wojnę, to potem ich nie zapraszajmy do tego, aby swe poglądy polityczne wypowiadali podczas uroczystości religijnych. Na to nie ma przestrzeni w Kościele”! Jest to wyraźne nawiązanie do gorszącej sceny na Jasnej Górze, kiedy w niedzielę 09 lipca szef jednej z głównych partii politycznych prowadził agitacje polityczną od stóp ołtarza tuż przed rozpoczęciem Mszy świętej, a nikt z obecnych tam biskupów nie zaprotestował…
W debacie, której patronowali zarówno starosta Wolsztyński – Jacek Skrobisz jak i przewodniczący Zarządu Oddziału Okręgowego Stowarzyszenia w Poznaniu – Karol Irmler, uczestniczyli nie tylko członkowie Stowarzyszenia, ale także lokalni samorządowcy i przedstawiciele ugrupowań politycznych ,,od lewa do prawa”.


Włodzimierz J. Chrzanowski.