Odkryć Boga w świecie przyrody i nie tylko

Nie często się zdarza przeczytać w lokalnej prasie wywiad taki jak ten, który ukazał się w jednym z wakacyjnych numerów „Głosu Wolsztyńskiego”. Mam tu na myśli wywiad z księdzem Marcinem Budzińskim – od roku wikariuszem parafii farnej w Wolsztynie.

Ten trzydziesto paro letni kapłan, legitymujący się trzema bodaj fakultetami: z biologii, fizyki, no i oczywiście z teologii, może być tu w jakimś stopniu przykładem godzenia nauki i religii, nauki i wiary. Daleko mu co prawda do księdza Michała Hellera – kosmologa i teologa, profesora nauk filozoficznych, specjalizującego się w filozofii przyrody, fizyce i kosmologii relatywistycznej oraz w relacji nauka – wiara; niemniej samo już jego stwierdzenie, że w świecie przyrody odkrył on Boga, może stanowić dla innych przykład, powiem więcej – dowód, że możliwy jest proces równoczesnego i nie wykluczającego się wzajemnie wrastania w oba te powołania, przez dążenie do rzeczy w istocie najważniejszych – nauki i religii.

W odczuciu niektórych „mędrców tego świata”, nie da się pogodzić nauki z religią. Uważają oni, że drogi nauki i religii rozchodzą się, a dziś w miarę postępu rzekomo coraz bardziej. Wspomniany ksiądz profesor Heller – nota bene laureat Nagrody Templetona, przyznawanej za pokonywanie barier między nauką a religią, członek papieskiej Akademii Nauk, nie podziela takiej opinii. Przeciwnie, twierdzi, że religia i nauka, dawniej być może w pewnej  do siebie opozycji, są aktualnie jakby w jednym obozie. Dzieje się tak, ponieważ zarówno religia jak i nauka czują się zagrożone przez obniżenie masowej edukacji i kultury…

fot. episkopat.pl

fot. episkopat.pl

Gdy mowa o edukacji i o kulturze, to najczęściej troskliwą uwagę my dorośli, zwykliśmy skupiać na młodzieży, często dość niesprawiedliwie określanej jako bezideowa a nawet nihilistyczna, do której docieranie jest dziś rzeczywiście coraz trudniejsze, bo – jak mówi w wywiadzie ksiądz Marcin, „łatwiej młodym budować relacje przez telefon czy komputer, niż spojrzeć drugiemu w oczy…”.

fot. episkopat.pl

fot. episkopat.pl

Jaka jest więc ta nasza młodzież i jaka jest jej religijność?  Wydaje się, że w tej kwestii coraz bardziej zauważalne jest jej odchodzenie od instytucjonalnej formy religijności na rzecz osobistego kontaktu z Bogiem, poszukiwanie „przygody duchowej” i osobista decyzja o wierze. To główne chyba dziś cechy duchowości polskiej, a więc pewnie i naszej  tu wolsztyńskiej młodzieży. Gdy się rozmawia z młodymi ludźmi nietrudno zauważyć, że dla nich to co w religii jest instytucjonalne, wydaje się być dziś mniej ważne aniżeli to, co w niej metafizyczne. Czy więc może to już czas na odejście lub przynajmniej głębsze zrewidowanie dotychczasowych form duszpasterstwa i katechizacji młodzieży, form nierzadko wymuszanych, (np. praktyki przed bierzmowaniem) na rzecz osobistego kontaktu z Bogiem..?  Młodzież zdaje się dziś bardziej czekać na „duchowy show”( !?) – Lednica, Taize, ŚDM. To tam poszukuje duchowej przygody, bo życie parafialne jest nierzadko dla niej zbyt nudne.  Parafia powinna być, jak mówią młodzi tym miejscem, które dostarcza duchowych emocji. Czy jest..?

fot. episkopat.pl

fot. episkopat.pl

Ksiądz profesor Janusz Mariański – socjolog religii z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego twierdzi, że dzisiejsza religijność młodzieży polega coraz bardziej na poszukiwaniu duchowości poza Kościołem. Wyraża się to często lakonicznym: Chrystus – tak, Kościół (instytucjonalny) – nie! Świadczyłaby o tym rzeczywiście coraz bardziej chyba zauważalna nieobecność młodzieży w kościołach, zwłaszcza w większych miastach. A i ci, którzy przychodzą na mszę, są często na niej „nieobecni”.

fot. episkopat.pl

fot. episkopat.pl

Z kolei ksiądz Krzysztof Pawlina – były rektor Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie, kiedyś na spotkaniu w Centrum Kultury „Civitas Christiana”, określił duchowość polskiej młodzieży jako religijność bez Kościoła. „Dla niej najważniejsza staje się osobista więź człowieka z Bogiem. O tym czy wierzy, często nie decyduje już dziś fakt urodzenia w rodzinie katolickiej, lecz osobista decyzja, religijność osobiście przeżywana. Bo to, co młody człowiek przeżywa w kontakcie z Bogiem – mówił ksiądz Pawlina, powinno być ważniejsze od całej obrzędowej otoczki. Jednak kontestując formę instytucjonalną Kościoła – mówił dalej, młodzież nie odrzuca Ewangelii i nadal szuka w niej smaku spotkania z Bogiem a  jej życiowe cele, zwłaszcza szczęście rodzinne, są rodem z Ewangelii…”

Ksiądz Marcin mówi we wspomnianym wywiadzie, że „Ewangelia uczy spotkania” ( z Bogiem i drugim człowiekiem) i to pragnie przekazać młodzieży, którą uczy w wolsztyńskim liceum. A więc w szkole, na katechezie. Czyli przeważnie tam, gdzie głównie księża spotykają dziś młodych ludzi. – Jesteśmy zmęczeni tą formą, którą zresztą sami sobie narzuciliśmy – twierdzi  w jednym z wywiadów w „Gościu Niedzielnym” biskup koszalińsko – kołobrzeski Edward Dajczak.  – Nie chodzi – mówi on dalej, o przekreślenie katechezy ale trzeba szukać innych form docierania do młodzieży z Ewangelią… Ciągle mamy system uczenia młodych doktryny… Uczymy ich i uczymy, i niewiele z tego wynika… Jeśli w klasie na religii jest dwadzieścia parę osób – kontynuuje, to z tego w niedzielę w kościele są dwie, trzy osoby. Cały rok chodzą na religię i nie wybudzają się…” Tyle biskup Dajczak.

A przecież ostatnie ŚDM pokazały, że w młodym pokoleniu jest potencjał, jest szansa na przyciągnięcie ich do Kościoła i Chrystusa. Oni nie przyjdą do instytucji, do zimnej parafii; nie przyjdą jeśli nie pójdzie się do nich, jeśli ich się nie pozbiera, nie zaoferuje czegoś sensownego, nie zacznie się do do nich mówić właściwym językiem, takim, który oni rozumieją…

[txt. Włodzimierz J. Chrzanowski, fot. Szymon Szczęsny; episkopat.pl]